18 czerwca o godzinie 18ej włochowska koalicja PO/Kukiz/Nowoczesna/WMDW zorganizowała otwarte "spotkanie autorskie" z okazji wydania długiego wywiadu lewicowego dziennikarza Cezarego Michalskiego z Grzegorzem Schetyną. Warszawskie kierownictwo PO rozsądnie nie liczyło na zainteresowanie mieszkańców więc malutką salę kinową ADA'y wypełnili aktywiści POKO ściągnięci z całej Warszawy, głównie z koła PO Ochota, które teren Włoch otrzymało w charakterze lenna do eksploatacji przez jeden z tamtejszych POwskich klanów rodzinnych. Do tego grona dołączyli nieliczni pracownicy włochowskiego samorządu, liczący na profity za demonstrowanie wierności nowej władzy.
Skład sali sugerował więc raczej naradę aktywu partyjnego niż "spotkanie autorskie". Obrady rozpoczął redaktor Michalski z właściwą sobie błyskotliwością zachwycając się zmiennością życiorysu Grzegorza Schetyny, który ponoć zaczął od pozycji radykała i ekstremy przed "Okrągłym Stołem" a - jak to ujął - skończył jako koalicjant postkomunistów w wyborach europarlamentarnych. Na takie dictum Grzegorz Schetyna słusznie poczuł się zmuszony do dezawuowania laudacji. Redaktor Michalski zrozumiawszy swój błąd zapewnił, że prawdziwe obalenie komuny nastąpiło 4 czerwca 1989 roku (kiedy komuniści mianowali 2/3 tzw. "Sejmu PRL"), a późniejsze obalanie komunistów to już było "wielkie kłamstwo". Z czego jasno wynika, że prawdziwymi "obalaczami komuny" są osobnicy zakumplowani z komunistami przy "Okrągłym Stole".
Następnie kilku funkcjonariuszy partyjnych postawiło kilka nudnych, wiernopoddańczych "pytań", raczej zmierzających do zwrócenia uwagi na pytającego niż do uzyskania odpowiedzi. Jeden z POwskich erudytów, po rytualnym potępieniu podłości PiS, zużytą już narrację uzupełnił własnym wkładem intelektualnym nazwając działanie PiS "otwieraniem puszki z Pandorą". Kolejnego (włochowskiego radnego PO z Ochoty) nawiedziły wizje przyszłości. Zaczął wieszczyć, że siepacze kaczystowscy pozbawią Polaków wolności i w tej niesamowitej wizji ujrzał siebie jako bohaterskiego przedstawiciela młodego pokolenia, które podejmie niezłomną walkę o utraconą wolność, co z kolei zjednoczy jego młode pokolenie wokół tej - jak to ujął - "idée fixe". Na myśl o walce z PiS o wolność aż mu się z emocji uszy zaczerwieniły. Kolejny POwski działacz zaplątał się tak we własnych konceptach, że ostatecznie nie wiedział o co pyta. Publiczność i adresat pytania tym bardziej nie wiedzieli. Otrzymał więc całkiem błyskotliwą odpowiedź - cytuję - "No!" dającą się dostosować w interpretacji do każdego postawionego pytania.
Znacznie więcej praktycyzmu i kontaktu z rzeczywistością objawiła była kandydatka SLD Katarzyna M. deklarując gotowość nieubłaganej walki z PiSem z list PO do Sejmu. Tajemniczy uśmiech Grzegorza Schetyny zdawał się odpowiadać, że Platforma nadal pamięta jak pani Kasia publicznie zadawała niestosowne pytania o cenne prezenty dla koncernu ITI, hojnie rozdawane przez PO z majątku m.st. Warszawy. Można więc wyrazić ostrożne przypuszczenie, że do walki z PiS na listach PO pan Grzesio znajdzie sobie bardziej dyspozycyjnych cyngli, którym nawet do głowy nie przyjdą żadne niestosowne pytania, że już nie wspomnimy o ich werbalizacji w przestrzeni publicznej.
I tak w miłej, partyjnej atmosferze przebiegło całe "spotkanie autorskie". O co tutaj chodziło, bo przecież nie o pozyskanie poparcia społecznego? Przede wszystkim - jak można się domyślić - o wypłacenie redaktorowi Michalskiemu nieco kasy z funduszy miejskich za trud przedstawienia Grzegorza Schetyny w sympatycznym świetle. W dalszej kolejności o wyłusknięcie i pozbycie się z aktywu POwskiego inteligentnych malkontentów zdolnych do wypowiedzenia krytyki za kolejną porażkę wyborczą PO. Ten drugi cel spalił na panewce - wszyscy inteligentni pamiętają dobrze wykopywanie z PO wojewody Jacka Kozłowskiego i wiceprezydenta Warszawy Jacka Wojciechowicza więc twardo trzymali język za zębami.
Trzecią funkcją spotkania było przekazanie aktywowi myśli przewodniej do przyswojenia i transmitowania do mas. Myśl tę w skondensowanej formie można ująć tak: "Nie jesteśmy komuchami, jak można by sądzić patrząc na nas". Najwyraźniej kierownictwo PO poniewczasie zorientowało się w skutkach samobójczego skrętu w lewo i usiłuje przedstawić się publiczności jako ugrupowanie wyrosłe z ruchu solidarnościowego, choć w rzeczywistości wśród decydentów PO dominują dziś raczej ludzie wywodzący się ze środowiska bolszewickiego.
Spotkanie ujawniło także brak możliwości realizacji pomysłu PO na "wyruszenie w Polskę" czyli powtórzenie lokalnego sukcesu Elżbiety Łukacijewskiej przez skierowanie aktywu partyjnego do bezpośredniego zdobywania głosów dla Platformy Obywatelskiej. Pomysł oczywiście dobry. Problem w tym, że dzisiaj nie ma kim go zrealizować. Bezpośrednie konfrontowanie zgromadzonego w ADA aktywu partyjnego z wyborcami byłoby - że użyję tego sformułowania - "otwieraniem puszki z Pandorą", z pewnością nie przyniosłoby żadnego dodatkowego poparcia a mogłoby ujawnić rzeczywisty stan kadrowy Platformy Obywatelskiej. Tylko poważny błąd PiS może uchronić PO przed kolejną porażką w jesiennych wyborach parlamentarnych.