Krzysztof Czuma Opublikowano: 05 luty 2014
Pół procent budżetu dzielnicy Włochy (546 tysiące złotych) zostanie rozdysponowane w toku procedury zakończonej głosowaniem mieszkańców. Idea "budżetów partycypacyjnych" narodziła się w państwach bananowych jako zręczna forma tworzenia iluzji współdecydowania przez mieszkańców o wydatkach lokalnych. W praktyce pierwszy budżet partycypacyjny zrealizowali komuniści brazylijscy (Partido dos Trabalhadores) w roku 1991. Wątpliwe cele przyświecające twórcom tej idei nie zmieniają faktu, że drobna część budżetu Dzielnicy zostanie rozdysponowana nie w toku zakulisowych uzgodnień w koalicji PiS/SLD/WDW ale w formie stosunkowo jawnej i czytelnej procedury decyzyjnej, na którą potencjalnie każdy może w jakimś stopniu wpłynąć.
Mieszkańcy zainteresowani ujęciem w budżecie konkretnych wydatków muszą wypełnić formularz i zebrać pod nim 15 podpisów poparcia dla przedstawionej propozycji. Jeśli wśród osób zgłaszających lub popierających znajdują się mieszkańcy poniżej 18 roku życia, formularz należy uzupełnić zgodą rodziców. Przygotowany formularz należy złożyć w Urzędzie Dzielnicy Włochy lub przesłać na adres Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. najpóźniej 9 marca b.r. (termin doręczenia a nie wysłania). Formularze złożone do 16 lutego zostaną ocenione przez urzędników miejskich i ponownie udostępnione wnioskodawcom w celu naniesienia ewentualnych zmian. Po tym terminie Zarząd Dzielnicy wybierze co najwyżej 50 wniosków, które zostaną poddane imiennemu głosowaniu przez Internet w dniach od 20 do 30 czerwca b.r. W głosowaniu - w praktyce - brać będzie mógł każdy posiadacz numeru PESEL podający się za mieszkańca Warszawy (w tym dzieci)/
Kryteria dopuszczania projektów do głosowania nie zostały jasno określone. Z enuncjacji przedstawicieli rządzącej koalicji można wnosić, że zastrzegają sobie prawo do wyboru wykonawcy, uściślenia po uważaniu projektów oraz zablokowania każdego projektu, który zbyt precyzyjnie ustalałby beneficjenta wydatków. W praktyce oznacza to, że gromko reklamowany "współudział mieszkańców" jest - w znacznej mierze - teatralnym zabiegiem, a kluczowe decyzje zapadną w toku zakulisowych porozumień towarzyszących "weryfikacji i dyskusji" nad projektami.
Stosunkowo największą szansę na przeforsowanie własnych propozycji wydatków mogą mieć rady rodziców sterowane przez dyrekcje szkół. Zwłaszcza dyrektorzy szkół mianowani według klucza politycznego mają spore szanse na wynegocjowanie z Zarządem dopuszczenia projektów do głosowania, a radom rodziców stosunkowo najłatwiej skoncentrować masy łatwych do mobilizacji głosów dzieci. Czy domysł ten jest poprawny okaże się w lipcu b.r.
|